Wzięci autokarem spod dworca Olsztyńskiego przez jadących już wcześniej z Gdańska harcerzy ruszyliśmy piątkową nocą w stronę granicy, nic niezwykłego, w autokarze gadki-szmatki, chyba koło 3 nad ranem (lub w środku nocy jak kto woli ;) zbliżyliśmy się do granicy. Teraz pauza na kolejną dawkę wyjaśnień dla zrozumienie sytuacji:
1. w grudniu 2007 roku Polska nie miała zbyt dobrych kontaktów z Białorusią
2. dopiero co Białorusini zdjęli embargo na mięso z naszego kraju, Rosjanie wciąż trzymali.
3. podsumowując Polacy byli na swój sposób tępieni :( (dzisiaj z perspektywy czasu uważam, że sami byliśmy i jesteśmy sobie winni)
No nic, parę kilometrów przed granicą zatrzymaliśmy się żeby przepakować co bardziej podejrzane paczki (te z mięsem na dno, pluszaki na górę) i tak ułożyć mundury by nie rzucały się w oczy białoruskich celników :)
Na granicy trzymali nas kilka godzin, nie pamiętam dokładnie ile, chyba z 3 razy przeszukiwali autokar, przesłuchiwali nas (no ok, mnie nie :P ) a koniec końców i tak postanowili nie wpuszczać. I w tym momencie pożegnalibyśmy się z ziemią Białych Rusinów gdyby nie fakt, że (ale mieliśmy szczęście!!!) właśnie na granicy pojawił się polski konsul i mając za sobą majestat i powagę Rzeczpospolitej nakazał nas wpuścić :D No dobra, bo głupio to zabrzmiało, po prostu po 0,5h próśb konsula oraz naszych, że to tylko jedzenie a nie materiały wywrotowe wpuścili nas :) Okazało się, że nasz autokar wjechał jako jedyny :(