Uff. . . Przejechaliśmy przez granicę, ale nie martwcie się, nie zostaliśmy bez pomocy bratniego narodu :D
Od granicy byliśmy śledzeni przez białoruskie służby, już teraz nie pamiętam samochodu, jakim za nami jeździli (2 agentów) ale kojarzy mi się, że rzucał się w oczy, zresztą chyba oni też chyba za bardzo nie chcieli udawać że akurat przez przypadek jeżdżą ciągle tam gdzie my :) Nieważne :P
W Grodnie przywitał nas budynek konsulatu polskiego, który zorganizował dla nas posiłek (w sumie kilka) i noclegi z soboty na niedziele po 2-3 u Polonii z Grodna (nawiasem mówiąc jest tam bardzo duża Polonia :P )
Następnie pojechaliśmy tam gdzie nasze paczki były docelowo skierowane do Sopoćkina.
Wieś rodem z PRL-u ale ludzie (Ci w naszym wieku, niektórzy studiują w Polsce) genialni :D
Dopiero tam na miejscu będąc zrozumiałem jak ważne było przewiezienie tych paczek, do dziś zaciskam pięść jak pomyśle ile mięsa (a na nim najbardziej zależało) zostawiliśmy na przejściu granicznym :( Wieś była złożona praktycznie w całości przez Polaków, opowiadali całkiem ciekawe rzeczy, nikt nigdy nie wyobrażał sobie w wakacje 39, że Oni żyjący w centrum Polski nie wynosząc się z domów wkrótce znajdą się za granicą. "Przecież mieszkali w samym CENTRUM!!??" jak przemawiał do mnie miejscowy dziadek.
Oddać za to trzeba, że ich jedzenie w porównaniu do naszego to niebo a ziemia, taki czarnego chleba jak tam jadłem. . . a ta zupa. . . i ciasta. . . wracam :)
No i wróciłem ale do Polski :)
P.S.
Sorry za przydługi wpis