Po rozstaniu z naszymi nowo poznanymi znajomymi ruszyliśmy dalej. Lekka zmiana par, od teraz jechałem z Julką. Musieliśmy dogonić Mateusza i Olkę- którzy byli już w Komarnie, takie miasto na granicy Słowacko-Węgierskiej z Dunajem jako granicą. Równie duże po obu stronach rzeki.
Do miejscowości dojechaliśmy już pod wieczór, Rafał z Anką też. Dobrą nowiną było to, że Mateo ogarnął dobre miejsce nad rzeką (okazało się nie takie dobre) a zła nowina to taka, że pokłócił się z Olką i ona pojechała do domu -dużo to utrudniało. Szczerze to nawet nie miałem okazji jej poznać więc akurat nie tego mi było żal, że pojechała ale tego że od tej pory była nas piątka i ktoś musiał jeździć sam. Wiadomo, dziewczyny nie mogły, musiał to być któryś z nas (głównie ja i Mateo bo jakieś tam doświadczenie w jeździe na stopa mieliśmy) ;/
No nic, na razie opowiem o miejscu w którym zostaliśmy na 3 dni, fajne nad brzegiem rzeki, kilkaset metrów od Tesko więc blisko na zakupy :) W dodatku w okolicy był strumyk z wodą z podziemi z której okoliczna ludność brała wodę (coś jak w Gietrzwałdzie koło Olsztyna), więc wodę mieliśmy za darmo :) W dodatku podczas naszego pobytu nad Dunajem- zauważyliśmy, że całkiem duży ruch na rzece, tak duży że w pewnym momencie dołączyli do nas rozbijając się niedaleko Węgrzy którzy sobie turystycznie spływali rzeką. Niestety nikt nie znał języków więc konwersacja średnio ;/
I w tym momencie nadeszło największe zło, a raczej fala. W nocy kiedy położyliśmy się nad brzegiem nie przewidzieliśmy jednego drobiazgu- a mianowicie, że poziom wody może się podnieść, podniósł się i to MOCNO!!! Połowę rzeczy miałem mokrych, buty wyławiałem z Dunaju i powiem szczerze, że gdyby nie fakt, że było za dnia piekielnie gorąco i wszystko schło to nie wiem czy sam bym się nie zawrócił do domu ;/