Szósty sierpnia był ciężkim dniem ale dojechaliśmy do Breclavia. Na miejscu okazało się, że Mateuszowi i Olce nie chciało się czekać więc pojechali sobie dalej na Wiedeń. Trochę mnie to rozbawiło- ich wybór tylko trochę głupio tak no bo po co się z nami umawiali?? Na szczęście dojechała Julka z Rafałem, ale najlepsi i tak byli przypadkowi towarzysze na jakich tam natrafiliśmy.
Siedzimy sobie spokojnie nikomu nie wadząc na dworcu, kiedy nagle podchodzi do nas jakiś koleś- okazało się że Amerykanin, podróżował ze swoim kolegą Duńczykiem, który też chwilę później do nas dołączył. Mieli pociąg za 3h więc spytali się nas czy wiemy co tu można przez ten czas robić. Wiadomo co- napić się z nami :) Było na tyle fajnie, że wystarczy jak powiem, iż zamiast pojechać tym pociągiem za 3h, zostali i rozstaliśmy się dopiero następnego dnia około 15-16.00 :P Duńczyk z Amerykaninem znali się z wymiany studenckiej- ten pierwszy spędził dużo czasu w USA, nietypowa para przyjaciół. Studiowali politologie w Stanach w podobno jakiejś dobrej uczelni. Zac (cowboy) pracował nawet w jakimś biurze senatorskim stąd wiem, że jak już zostanie tym prezydentem to znajomości będę miał :)