Największa perła całej tej wyprawy, Serbia z Belgradem na czele :D
Bracia Słowianie, mały naród który sam niedawno zakończył wojnę przeciwko NATO, a któremu dopiero co odebrali Kosowo. Samo miasto tak jak i państwo jest biedne, chociaż mają parę naprawdę ciekawych obiektów wartych uwagi. Ma za to ten klimat, patriotyczną aurę, no i piwo Skopsko :D
Na mnie największe wrażenie i tylko o tym wspomnę, zrobił zniszczony gmach (nie do końca wiem co się w nim mieściło), na jednej z głównych ulic idących od centrum do Głównego Dworca. Spory gmach, podziurawiony i w części zburzony przez NATO-wskie rakiety. Stanowi coś jakby pomnik ofiar tych bombardowań niczym gruzy WTC w NY.
Od razu po dotarciu widać, że nareszcie opuściliśmy Unie Europejską i zaczyna się cywilizacja :) Piwo bez żadnego problemu można pić gdzie się chce, w parkach normalnym widokiem jest, że ludzie siedzą na ławkach ze Skopskim w ręku, nikt Ci nie przeszkadza, nikt się nie bulwersuje - luz :D To samo, ze światłami, piesi na przejściach jak nie muszą to nie uznają czerwonego :D Po czym poznać, że nie byłem Serbem, bo jak na przejściu (całkiem sporym - ok. 25 ludzi) przejechały wszystkie samochody to tyla ja stałem zamiast przechodzić (bo czerwone to tylko pewna sugestia, a nie zakaz :P ).
A tak na marginesie to trzeba wspomnieć, że tuż przed wyjazdem z Budapesztu dołączył do nas Zwłoki :)